Życiorys

Tekst zaczerpnięty z umieszczonej w internecie publikacji (link poniżej) Artur Patek „Polski cmentarz w Jafie”

„Urodziła się w 1890 roku we Francji, w Saint Quentin. Jej rodzicami byli Élie Joseph Leboeuf i Philomène z domu Cunot. Matka Germaine zmarła zaraz po porodzie. Dzieciństwo i młodość spędziła w Montbozon (FrancheComté). Jej pierwszym mężem był Achille Coillot, z tego związku urodziła się w 1912 roku córka Thérèse, zwana Loulou. Wiosną 1924 roku poznała płk. Sławoja Felicjana Składkowskiego (późniejszego generała i premiera RP), który odbywał roczny staż w École Supérieure de Guerre w Paryżu. Znajomość ta przekształciła się we wzajemne uczucie. Ponieważ Składkowski był już żonaty (z Jadwigą z Szolów) i nie mógł liczyć na kościelne unieważnienie dotychczasowego małżeństwa, dokonał konwersji z wyznania rzymskokatolickiego na ewangelickoreformowane. Po uzyskaniu rozwodu orzeczonego przez Sąd Kolegium Wileńskiego Ewangelicko-reformowanego, Składkowski wziął ślub z Francuzką. Ceremonia odbyła się 7 czerwca 1926 roku w zborze w Warszawie. Małżeństwo było udane, słynąca z urody Germaine (w Polsce zwana Żermeną) nie uzyskała jednak pozycji towarzyskiej należnej małżonce prominentnego polityka. Złośliwie krytykowano jej swobodę zachowania, śmiały makijaż, okoliczności zawarcia małżeństwa. Synowej nie akceptowała również matka przyszłego premiera. Swój temperament Składkowska wykorzystywała w działalności charytatywnej i społecznej. Zachowany w zbiorach toruńskiego Archiwum Emigracji wykaz przedsięwzięć dobroczynnych powstałych z inicjatywy generałowej lub przez nią prowadzonych zawiera informacje o prawie trzydziestu akcjach. Nawet jeśli po części były one obliczone na pozyskanie społecznego poparcia dla obozu rządzącego, na pewno liczyło się wymierne wsparcie, które otrzymywali potrzebujący. Generałowa pozyskiwała fundusze na rzecz pomocy weteranom powstania styczniowego (schronisko na Pradze), bezrobotnej inteligencji (jadłodajnia w Warszawie przy ul. Ciepłej) oraz ubogim studentom warszawskim (bursa przy ul. Ciepłej). Z jej wsparcia korzystali m.in. pensjonariusze domu aktora w Skolimowie i chorzy z kilku warszawskich szpitali (ewangelicki, św. Rocha i św. Jana Bożego), a także pozostający bez pracy dawni legioniści (schronisko przy ul. Ciepłej). Była współzałożycielką i opiekunką otwartego w 1928 r. ośrodka leczniczego dla dzieci urzędników państwowych „Biały Raj” w Ustroniu Wielkopolskim (pow. kępiński). Patronowała koloniom letnim dla dzieci w Pomiechówku. Jej inicjatywą było zagospodarowanie nieużytków w Turku i urządzenie w ich miejscu latem 1937 r. parku miejskiego. Wydatki potrzebne na te przedsięwzięcia częściowo sama finansowała, ale czerpała także z funduszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, narażając męża na zarzut wykorzystywania publicznych pieniędzy dla celów prywatnych. Za pracę społeczną została odznaczona złotym Krzyżem Zasługi. Po wybuchu wojny towarzyszyła mężowi podczas ewakuacji instytucji rządowych z Warszawy, a następnie w czasie internowania w Rumunii. Już w grudniu 1939 r. udało się jej wyjechać do Francji, gdzie zabiegała o pomoc w uwolnieniu męża. Zgodę taką uzyskała w czerwcu 1940 r., ale kapitulacja Francji udaremniła te wysiłki. Z mężem połączyła się dopiero po jego ucieczce z internowania. Od 1941 r. (razem z córką Germaine z pierwszego małżeństwa i dwójką przysposobionych synów) Składkowscy mieszkali w Tel Awiwie. Byłemu premierowi nie udało się wrócić do czynnej służby (mimo ponawianych prób), w sensie politycznym był izolowany przez obóz gen. Sikorskiego. Germaine Składkowska zmarła w Tel Awiwie na zapalenie płuc i została pochowana jeszcze tego samego dnia. Przed śmiercią wyraziła wolę powrotu do Kościoła katolickiego. Dzięki temu pogrzeb miał charakter katolicki. W związku z gen. Składkowskim nie miała dzieci. Na początku lat trzydziestych wraz z mężem adoptowali chłopców — Michała Byczkowskiego i Romana Mieczysława Sawickiego (późniejszego entomologa, członka The Royal Society of London). Wychowywali również siostrzeńca Sławoja Składkowskiego — Radosława Kozłowskiego, który utracił matkę jako roczne dziecko.”

Pogrzeb

Relacja z pogrzebu. Nie udało się ustalić autora relacji. Niewątpliwie należał on do kręgu osób bliskich gen.S. Składkowskiemu.

„Dnia 8 października 1945 był straszliwy „chamsin”. Wróciłem z obiadu o 1 w południe. Nie zdążyłem się przebrać, gdy zjawił się u mnie płk Bociański z zawiadomieniem, że p. Lulu była w kasynie oficerskim i szukała mnie, gdyż generał Sławoj wzywa mnie do siebie. W chwilę potem telefonował Barysz , że p. Lulu była u nich w mieszkaniu z tem samem wezwaniem. Pojechałem bezzwłocznie z płk. Bociańskim do mieszkania pp. gen. Składkowskich. Zastałem tam dziekana ppłk. Wdzięcznego i Dra Kurzeję. Sławoj tłumaczył Wdzięcznemu, że małżonka obłożnie chora pragnie wrócić na łono Kościoła atolickiego i prosił go o pomoc. Dr Kurzeja i ja coś mu także tłumaczyliśmy. W sąsiednim pokoju leżała na łóżku generałowa. Oczy miała zamknięte, oddychała ciężko. Twarz malutka, włosy w nieładzie. Ksiądz mówił coś do Niej, zdaje się zapytywał czy pragnie przyjąć Święte Sakramenta, ale odpowiedzi nie otrzymał. Chora była nieprzytomna. Sławoj drżał, ale był bardzo opanowany. Ksiądz zaczął odprawiać modły i udzielił chorej ostatniego namaszczenia. Przez ten czas klęczałem i modliłem się. Potem pisaliśmy protokół dla władz duchownych o powrocie do Kościoła katolickiego, który podpisał Dr Kurzeja i ja. Przyjechali chłopcy. Sławoj dwukrotnie wychodził do Kolberga po penicilinę; wrócił z majorem Krygierem, który ją przyrządzał. Dr Kurzeja robił zastrzyki. Przywieziono tlen. Przyszedł Dr Goldinberg19, który badał chorą. Siedziałem w kącie. Od czasu do czasu informował mnie Dr Kurzeja o stanie Chorej. Tętno po zastrzykach peniciliny polepszyło się. O godzinie 8 poszedłem do Baryszów. Po upływie ½ godziny wróciłem z ppłk. Kaplickim. Przesiedziałem do 11. Wróciłem do domu; nie spałem, z uprzednich rozmów ze Sławojem i Kurzeją wywnioskowałem, że nie ma nadziei. Nie mogłem usnąć, modliłem
się. Rozpamiętywałem swoje przejścia przed 19 laty w Szpitalu Ujazdowskim. Wyszedłem wcześnie rano z domu. Przed Konsulatem stał samochód, którym mieliśmy pojechać na pierwsze posiedzenie Naczelnej Rady Uchodźstwa Polskiego w Palestynie22. Konsul Rosmarin wychodził z domu. Prosiłem go ażeby usprawiedliwił moją nieobecność ciężką chorobą Pani Generałowej i moją intencją być pomocnym Generałowi Składkowskiemu. Gdy przyszedłem do mieszkania pp. Składkowskich, wszystko miało pozory wielkiego spokoju i widoczne było wielkie umęczenie. Sławoj był bardzo blady i bardzo poważny. Generałowa ciągle nieprzytomna ciężko oddychała. Kurzeja tłumaczył mi, że około 5 nad ranem było jakoby nieco lepiej, ale teraz zapalenie płuc rozszerza się. Zrozumiałem! Sławoj jadł śniadanie. Scyzorykiem krajał chleb i szynkę konserwową, ale było widocznem, że myślami jest gdzieindziej, bo czasem scyzoryk nie mógł trafić do chleba, albo nie mógł ukroić szynki. Usiadłem w fotelu u drzwi balkonowych, skąd widać było Chorą. Zasłoniłem się gazetą, ażeby nie było widać mojej twarzy, na której niewątpliwie odbijały się moje uczucia. Koniec spokoju, szczęścia, miłości Sławoja. Obserwowałem ruchy Kurzeji. Spojrzałem na zegarek. Minęła 9 rano. Po upływie kilku chwil zawołał na mnie Kurzeja „panie Generale”. Zrozumiałem. Chora przestała oddychać. Uklęknąłem przy Jej łóżku. Sławoj podszedł i łkając całował Zmarłą wołając na nią najczulszymi słowami. P. Lulu zaczesała Matkę i ubrała w ciemną suknię. O godzinie 10 byłem w kancelarii delegatury24, ażeby omówić sprawę pogrzebu. Po rozmowach z pp. Korabińskim
i Sobotą rozstrzygnięto, że Generałowa jako osoba wojskowa winna być pochowana przez wojsko. Bezapelacyjnie! Poszedłem do kancelarii duszpasterstwa w Domu oficerskim. Ks. Wdzięcznego nie było, wyjechał do Nazaretu w jakiejś pilnej sprawie. Sierżant objaśnił mnie, że oni nie zajmują się urządzaniem pogrzebów — jedynie posługą duchową. Reszta należy do szpitala w Kfar Bilu i do cmentarza w Ramleh. Udałem się do Komendy placu28. Komendanta nie było. Po dłuższej rozmowie z adiutantem, któremu wyłożyłem swoje stanowisko osobiste i zasadnicze, zatelefonował on do delegatury, że wojsko pokryje koszta, prosi jednakże ażeby delegatura zajęła się pogrzebem. Uprosiłem telefonicznie p. Sobotę, ażeby przyjechali do Komendy placu na rozmowę ze mną, gdyż jestem bardzo zmęczony i do delegatury w tej chwili przyjść nie mogę. P. Sobota zjawił się bardzo szybko. Objaśnił mnie w jaki sposób sprawę załatwi. Widać było, że ma już niestety duże doświadczenie. Wróciłem na Dowództwo. W pierwszym pokoju było kilka pań, które się wkrótce oddaliły. Na łóżku leżała Zmarła, spokojna, nieruchoma, tak mało zajmowała miejsca. Przyjechał p. Sobota, przywiózł trumnę, którą przez balkon wnieśliśmy do pokoju i postawiliśmy. Pogrzeb zapowiedziano na 5 po południu. Dyr. Żyborski telefonicznie skomunikował się z Gazetą Polską w sprawie zamieszczenia nekrologu. Około 2 byłem w domu. O 4.30 po południu przyjechałem z ppłk. Kaplickim pod kościół Św. Antoniego w Jaffie. Trumna spoczywała na katafalku. Dużo ludzi w kościele. Ksiądz odprawił egzekwie. Wyszliśmy; prowadziłem p. Lulu do samochodu Czerwonego Krzyża. Usiadłem przy szoferze. Trumna wewnątrz na jednej ławce, rodzina usiadła na drugiej. Przenieśliśmy trumnę z samochodu na cmentarz, gdzie Arabowie kopali grób. Ustawiliśmy trumnę na ziemi. Taka mała trumienka, z dykty — na ziemi czekała na grób. Małżonka Premiera, który sprawował rządy w Polsce przez 3½ roku, a przez 7 lat łącznie był Ministrem zmarła na uchodźstwie w ciężkich warunkach mieszkalnych, gdy nasza sytuacja polityczna dochodziła do dna katastrofy, a cała nasza praca, praca całego naszego życia, walka o niepodległość leżała w gruzach. Arabowie długo grób kopali. A ta mała trumienka na ziemi i te myśli Zmarłej, które krążyły nad Jej ziemią ojczystą były obrazem położenia i uczuć wszystkich, którzy zebrali się na cmentarzu, ażeby Jej oddać ostatnią posługę. Ks. Ziebura odprawił modły. Odczytałem przemówienie, nie zawsze głos mi dopisywał. Wzruszenie było wielkie. Spoczęła w tej Ziemi Świętej, a jednak obcej. Arabowie opuścili trumienkę do ziemi. Zaczęliśmy początkowo nieśmiało ziemią na trumnę, poczem Arabowie wielkimi rzutami usypali mogiłę i wstawili dwa kamienie u głowy i u stóp. Kwiaty ułożono na mogile. Uklękliśmy wszyscy i raz jeszcze odmówiliśmy: Ojcze Nasz, Zdrowaś i Wieczny Odpoczynek (bez księdza). Rodzina i my bliżsi przyjaciele stanęliśmy koło Sławoja, do którego podchodzili uczestnicy pogrzebu, składając mu kondolencje. Wyszliśmy z cmentarza. O godz. 6.30 byliśmy w domu przy D. Hos. Przyszedł ppłk Kaplicki. Usiłowaliśmy podtrzymywać rozmowę, wspomnienia z naszej wspólnej ze Sławojem przeszłości. Nie udawało się. Około 8-ej wyszliśmy z Kaplickim, a Sławoj został sam, zupełnie sam ze swoim nieszczęściem. Uczestnicy: Dąbkowscy, Zamorscy, Baryszowie, Goeblowie, Kurzejowie obaj, Żyborscy,, Dżugajówna, Zakrzewski, Nowodworski, [?], [?], Krzemieński, Krygier, Bociański, kapitan, major kobieta, Sobota, Lechowski, Laskiewicz, a parę osób z Pardesu, Kaplicki, Kozłowskia Z domu: Theodor, Michał, Roman, Kurzeja, […]Kto niósł trumnę z kościoła: ja, Roman, Michał. Do kościoła: ja, Michał, Roman. Na cmentarzu: ja, Roman, Krygier, Michał, Kurzeja.”


[Archiwum Emigracji, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, AFSS/I/1,
s. 1–8, rękopis]

 

Zdjęcia

 

Kolonie w Pomiechówku

Źródła

https://audiovis.nac.gov.pl

https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/bitstream/handle/item/289931/patek_polski_cmentarz_w_jafie_2016.pdf?sequence=6&isAllowed=y